Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Z „Horyzontem” nie można się nudzić - Renata Nowacka-Pyrlik

Z Jadwigą Orłowicz – pomysłodawczynią, założycielką i prowadzącą od 14 lat Klub Przyjaciół PZN „Horyzont” w Warszawie, rozmawia Renata Nowacka-Pyrlik.

Od 14 lat na mapie Mazowieckiego Okręgu Polskiego Związku Niewidomych istnieje i prężnie działa Klub „Horyzont”. W ramach tej organizacji prowadzona jest działalność na rzecz osób z poważnymi problemami wzrokowymi (mającymi orzeczoną niepełnosprawność wzrokową w stopniu znacznym i umiarkowanym), będącymi w tzw. dojrzałym, czy mówiąc bardziej poetycko – złotym wieku.

Pomysłodawczynią Klubu i motorem napędowym wszystkiego, co się w nim działo przez wszystkie te lata, i dzieje nadal, jest Jadwiga Orłowicz.

14 lat wykonywanej nieodpłatnie pracy na rzecz innych to bardzo długi czas, zważywszy dodatkowo na fakt, że Pani Jadwiga, ma również problemy wzrokowe. Wiele osób, gdyby się znalazło w podobnej sytuacji życiowej, z pewnością wolałoby jedynie korzystać z udziału w przyjemnych i pożytecznych imprezach zorganizowanych przez kogoś innego, niż dobrowolnie obarczać się wieloma, nierzadko trudnymi problemami i odpowiedzialnością. Ale nie Pani Jadwiga, która – pomimo upływu lat, wciąż ma nowe pomysły na klubową działalność, a do tego niegasnącą energię i determinację – niezbędne do ich realizacji.

Pani Jadwigo, co było impulsem do zajęcia się taką działalnością?

– Lepiej wtedy widziałam i uczęszczałam do klubu „40 plus”, mającego swoją siedzibę w Dzielnicy Warszawa Wola. W ramach tego klubu były organizowane różne formy aktywności o charakterze rekreacyjno-sportowo-turystycznym dla mieszkańców dzielnicy (np. wycieczki, tańce, spotkania z ciekawymi ludźmi, ale też takie okazjonalne – tzw. „opłatek” czy „jajeczko”). Była to bardzo sympatyczna działalność, zbliżająca i aktywizująca ludzi. I wtedy właśnie przyszedł mi do głowy pomysł – może dałoby się stworzyć coś podobnego dla osób z problemami wzrokowymi? Bo przecież niewidomi i słabowidzący w starszym wieku nie mają na co dzień możliwości korzystania z otwartych i ogólnodostępnych form aktywności. Wszak nie od dziś wiadomo, że całkowita bądź częściowa utrata wzroku, a do tego problemy wynikające z procesu starzenia się, w znacznym stopniu ograniczają zdolność poruszania się. To z kolei powoduje dalsze pogarszanie się stanu zdrowia, w następstwie czego człowiek stopniowo wycofuje się z aktywnego życia i coraz bardziej izoluje społecznie. Wymyśliłam więc, że może udałoby się chociaż częściowo przeciwdziałać tym przykrym następstwom poprzez utworzenie podobnej organizacji przy Mazowieckim Okręgu Polskiego Związku Niewidomych (PZN).

Z tą propozycją udałam się do pani Małgorzaty Pacholec, pełniącej wówczas funkcję dyrektora Zarządu Okręgu PZN. Z jej strony spotkałam się z ogromnym zrozumieniem, życzliwością oraz obietnicą nieodpłatnego udostępniania sali na spotkania i zajęcia klubowe. Pani dyrektor obiecała mi też pomoc przy składaniu i rozliczaniu wniosków (tak naprawdę to od początku sama je pisałam i rozliczałam, potrzebne były mi jedynie pieczątki i podpisy upoważnionych pracowników).

Z kolei pani Anna Woźniak-Szymańska – w tamtym czasie prezes Zarządu Okręgu PZN w Warszawie – opracowała formę prawną Klubu. I tak zaczęła się działalność na rzecz osób niewidomych i słabowidzących zgłaszających chęć udziału w różnych zajęciach, spotkaniach i wyjazdach w ramach nowo utworzonej organizacji.

Już sama nazwa „Horyzont” kojarzy się z sięganiem wyżej i dalej. Czy o to chodziło? Kto był jej pomysłodawcą?

Długo się zastanawialiśmy w gronie zaprzyjaźnionych osób, jak nazwać ten nowy klub. Chcieliśmy, by nazwa była krótka, dobrze się kojarzyła, a przy tym wnosiła jakiś entuzjazm, wiarę w możliwości i chęć do pokonywania rozmaitych ograniczeń. Padały różne propozycje; ostatecznie zwyciężyło, i od razu do nas przylgnęło hasło „Horyzont” – zaproponowane przez panią dyrektor Małgorzatę Pacholec.

Dziś – po kilkunastu latach od utworzenia – Klub Przyjaciół PZN „Horyzont” to dobrze znana w tzw. środowisku i okrzepła w działaniu organizacja. Ale wróćmy na chwilę do początków. Czym i w jaki sposób udało się przyciągnąć osoby zainteresowane działalnością? Jak liczna jest dziś grupa osób korzystających z proponowanych przez Klub form aktywności?

Jak wspomniałam wcześniej – podstawowym celem utworzonego Klubu miały być działania o charakterze sportowo-edukacyjno-turystycznym, adresowane do osób niewidomych i słabowidzących z terenu województwa mazowieckiego. Osoby zainteresowane korzystaniem z jego ofert, miały się zgłaszać bezpośrednio do mnie. Od początku działalności były (i są) to osoby z Warszawy, ale także mieszkające w dość odległych od stolicy miejscowościach. Liczba osób zrzeszonych w Klubie jest płynna; jedni, z różnych względów odchodzą, na ich miejsce pojawiają się nowi. Obecnie „Horyzont” skupia około 50 osób, dość regularnie korzystających z różnych ofert.

– Proszę przybliżyć zakres działania Klubu, co jest magnesem przyciągającym osoby z Warszawy, ale też nierzadko, z odległych miejscowości?

Spotykamy się dwa razy w miesiącu – obecnie w Tyflogalerii Polskiego Związku Niewidomych przy ul Konwiktorskiej w Warszawie. Przy okazji pragnę w tym miejscu podziękować pani prezes ZG PZN – Annie Woźniak-Szymańskiej, za nieodpłatne udostępnianie nam tego miejsca. W nim bowiem realizujemy tzw. program oświatowo-kulturalny, czyli są to np. prelekcje dotyczące: zdrowego stylu życia, higieny, wpływu ruchu na ogólną sprawność organizmu, znaczenia właściwej diety (a ponieważ wśród klubowiczów wiele osób choruje na cukrzycę – to częstym i mile widzianym gościem bywa np. pani Hanna Wysocka – specjalistka w dziedzinie szkoleń dietetycznych).

Inna tematyka spotkań obejmuje różnego rodzaju porady prawne oraz informacje o obowiązujących, często zmieniających się, a jednocześnie ważnych, mogących się przydać przepisach (dotyczących np. spraw majątkowych, związanych z dziedziczeniem, przepisaniem mieszkania w zamian za opiekę czy dożywotnią rentę, spraw związanych z bankowością i in.).

Dużym zainteresowaniem cieszą się wszelkie informacje dotyczące niepełnosprawności (np. możliwości dofinansowania sprzętu rehabilitacyjnego, szkoleń, udziału w turnusach rehabilitacyjnych, wszelkich nowinek technicznych uwzględniających potrzeby osób niewidomych i słabowidzących). Obecnie np. odbywają się szkolenia z zakresu posługiwania się najnowszymi komunikatorami.

Bardzo sympatyczne i integrujące grupę są spotkania, na które zapraszam osoby tworzące prozę, poezję, deklamujące swoje wiersze, a także zespoły muzyczno-wokalne czy kabarety.

Ważne są także spotkania okolicznościowe – z okazji świąt, imienin klubowiczów, różnych rocznic państwowych – mamy wtedy oprawę muzyczną, pracowicie przygotowywaną i prezentowaną przez niezastąpionego w tej materii pana Sylwestra Więckowskiego.

A skoro jest muzyka, to i tańce nie należą do rzadkości. Jest to przecież bardzo ważna dla zdrowia i ogólnej sprawności forma ruchu. Chciałabym w tym miejscu szczególnie podziękować wspaniałemu koledze Sylwestrowi – za wspieranie i ożywianie naszych spotkań – zarówno stacjonarnych, jak i wyjazdowych.

– Ale te spotkania to zaledwie cząstka działań klubowych. W czasie istnienia „Horyzontu” udało się Pani zorganizować wiele imprez o charakterze turystyczno-sportowo-rekreacyjnym, przeprowadzonych zarówno w Polsce, jak i za granicą. Z pewnością wiąże się z tym ogrom pracy. Jak taka organizacja wyjazdów wygląda w praktyce?

Od początku istnienia Klubu to ja wypełniałam wszystkie wnioski o dotacje, a potem je rozliczałam (organizatorem formalnym był Mazowiecki Okręg PZN). Z czasem otrzymałam stamtąd pełnomocnictwo i już zupełnie sama wykonywałam tę pracę, rozliczając się bezpośrednio z konkretnymi sponsorami (oczywiście rozliczenia te musiały być rzetelnie wykonane, w przeciwnym razie nie otrzymałabym żadnego dofinansowania imprez w przyszłości).

A nie myślała Pani o tym, by założyć jakieś odrębne stowarzyszenie czy fundację o charakterze sportowo-edukacyjno-turystycznym?

Kocham wyjazdy i ich przygotowywanie. Jestem pewna, że gdybym lepiej widziała, to prowadziłabym biuro turystyczne organizujące różne formy wyjazdowe z uwzględnieniem potrzeb osób niepełnosprawnych (wcześniej, gdy miałam zdecydowanie lepszy wzrok, nie było to możliwe).

Natomiast prowadzenie organizacji pozarządowej (jaką byłaby fundacja czy stowarzyszenie), wiąże się z ogromem pracy papierkowej, przestrzeganiem mnóstwa wymogów formalnych, stosowania określonych, z góry narzuconych procedur… Coś takiego odebrałoby mi całą przyjemność czerpaną z tego, czym od lat się zajmuję.

– Ale w Klubie może chyba Pani liczyć na pomoc współpracowników…

Tak, oczywiście – korzystam z pomocy, np. kolegi Witolda Stolarczyka, z którym tworzyłam niektóre programy związane z wyjazdami.

Jednak to ja komponuję cały kosztorys wszystkich przedsięwzięć (trzeba wymyślić cele, podać argumenty przemawiające za organizacją każdej planowanej imprezy, wyszczególnić zakładane rezultaty, ale przede wszystkim – bardzo dokładnie oszacować koszty; od tego bowiem zależy kwota dofinansowania).

– Jak w praktyce wyglądają takie wyjazdy?

W wybranym regionie Polski, który mamy w planie zwiedzać, szukam noclegu, a potem – korzystając z tej bazy – realizuję program wycieczkowy. Zasadą jest, że zawsze jedziemy pociągiem (z uwzględnieniem przysługujących nam zniżek wychodzi to znacznie taniej niż wynajęcie autokaru). Natomiast będąc już w konkretnej miejscowości „bazowej”, wynajmuję autokar, który dowozi nas w atrakcyjne miejsca, a także przewodnika turystycznego. Dotychczas miałam szczęście do przewodników – cechowała ich olbrzymia wiedza i umiejętność przekazu. Oczywiście kontakt z biurami turystycznymi z terenu, który zamierzamy zwiedzać, nawiązuję też wcześniej – proszę wówczas o przydzielenie nam osoby, która ze względu na specyfikę naszych potrzeb, potrafi możliwie plastycznie i opisowo opowiedzieć o zwiedzanych miejscach i obiektach.

Przy organizacji wszelkich wycieczek staram się, aby program dostosowany był do fizycznych możliwości uczestników, by koszty były jak najmniejsze, ale jednocześnie poziom wyjazdu (w tym zakwaterowanie i wyżywienie) – możliwie najwyższy.

– Czy mogłaby Pani podać przykłady takich wyjazdów turystycznych?

Były to imprezy bardzo złożone i nie sposób tu wymienić wszystkich (było ich naprawdę dużo – zwiedziliśmy właściwie cała Polskę i wiele miejsc za granicą). Przykładowo, będąc na południowym zachodzie Polski, zwiedziliśmy całą Kotlinę Jeleniogórską, w tym Cieplice – miasto słynące z uzdrowiska, wód termalnych i wielu cennych zabytków, Karpacz z niesamowitą, zbudowaną bez żadnego gwoździa Świątynią Wang, Kowary – z budzącym podziw Parkiem Miniatur, dostępnym do zwiedzania dotykowego. Będąc w tym rejonie, podziwialiśmy piękne miejsca przyrodnicze, zabytki (np. dawne pałace i zamki – odrestaurowane i pełniące dziś różne funkcje, ale też zabezpieczone ruiny będące pozostałościami po dawnych wspaniałych budowlach). Korzystając z okazji, odwiedziliśmy także Drezno, a innego dnia Pragę (podczas istnienia „Horyzontu” byliśmy w tej pięknej stolicy Czech aż czterokrotnie).

W Czechach podziwialiśmy m.in. Skalne Miasto – fantastycznie wyrzeźbiony siłami natury wąwóz, złożony z wielu, ponadstumetrowych skał o niesamowitych kształtach (przypominających np. stado słoni, olbrzymiego psa, ludzi, fantastyczne stwory i inne trudne do rozpoznania formy).

Po takim codziennym, intensywnym zwiedzaniu ciekawych miejsc (zawsze z przewodnikiem), po południu czy wieczorami odbywały się jeszcze zajęcia rekreacyjne (tańce, wspólne śpiewy, gry świetlicowe, spotkania towarzyskie).

Z kolei będąc w Polańczyku – oprócz zwiedzania pięknego rejonu bieszczadzkiego – mieliśmy okazję dowiedzieć się – od dysponującego ogromną wiedzą przewodnika – o nieznanych nam wcześniej zajściach historycznych i wzajemnych relacjach pomiędzy ludnością polską, łemkowską i ukraińską, żyjącą przed wojną na tych terenach.

Odwiedziliśmy też wiele ciekawych miejsc poza granicami. Np. będąc na Węgrzech, w Myszkolcu – kąpaliśmy się w fantastycznych pieczarach z wodą termalną (zasobną w związki wapna, magnezu, jodu, potasu, wspomagającą leczenie różnych schorzeń).

Natomiast w Tokaju i innych miejscowościach po drodze, poznawaliśmy przede wszystkim historię i czasy współczesne, związane z produkcją znanych na całym świecie rozmaitych gatunków win.

Z kolei będąc na Ukrainie – we Lwowie – obejrzeliśmy mnóstwo zabytków (z których większość związana była z polskością). Podobnie w Wiedniu i Budapeszcie. Przy okazji zwiedzania Berlina wybraliśmy się do Tropical Islands. To niezwykłe miejsce, w odległości ok. 60 kilometrów od niemieckiej stolicy, na olbrzymiej powierzchni dawnego lotniska, zostało posadzonych 20 tysięcy roślin tropikalnych. Kiedyś były tam żywe ptaki, dziś są nagrane. Jest kilka basenów, imitujących oceany. Są zwierzaki (świetnie wykonane kukły), które się poruszają i wydają dźwięki. Woda w basenach jest prawdziwa, a plaże są wysypane piaskiem. Na pewno warto było odwiedzić to miejsce (tym bardziej że byliśmy wówczas jedną z pierwszych grup turystycznych z Polski).

Wyjeżdżaliśmy też wielokrotnie nad morze. W Świnoujściu, oprócz interesujących polskich miejsc, odwiedziliśmy region niemiecki. Podziwialiśmy szeroko rozlane wody Dźwiny i utworzone na nich małe wysepki (ornitolodzy są nimi zafascynowani, ponieważ zachowały się tam gatunki endemiczne – czyli takie, których nie ma gdzie indziej). Zwiedzaliśmy także posiadającą niezwykłe walory turystyczno-przyrodnicze wyspę Wolin. Oczywiście odwiedzaliśmy również Trójmiasto i wiele innych, ciekawych miejscowości nadmorskich.

– Co dają te wyjazdy?

Turystyka to nowoczesna forma rehabilitacji, zapewniająca uczestnictwo w kulturze – przecież zwiedzamy zabytki, oglądamy dzieła kultury, ale też niezwykle interesujące, oryginalne formy przyrodnicze. Dzięki takim wyjazdom, osoby niewidome i słabowidzące otrzymują wiedzę dotyczącą pewnego obszaru, który w dużej mierze, jest poza nimi.

Poza turystyką Horyzont zachęca klubowiczów także do większego wysiłku fizycznego…

Tak, nieco inną formą, nastawioną zwłaszcza na rozwój fizyczny, są wyjazdy o charakterze rekreacyjno-sportowym. Przyczyniają się one do poprawy kondycji, a sprawność fizyczna – o czym chyba nikogo przekonywać nie trzeba – ma ogromne znaczenie w życiu codziennym; im jest większa, tym łatwiej pokonywać różne problemy).

Przykładem takich wyjazdów były organizowane obozy sportowe do Bukowiny Tatrzańskiej i do Darłówka. Ostatnio, w 2017 roku, w Bukowinie Tatrzańskiej odbył się 12-dniowy obóz sportowy „Radosna przygoda dla osób niepełnosprawnych wzrokowo 50+”. Zorganizowałam go dzięki dotacji uzyskanej z Ministerstwa Sportu.

Program tego obozu, podobnie jak poprzednich, był bardzo atrakcyjny, a jednocześnie zróżnicowany w zależności od możliwości uczestników. Obejmował on w ogólnym zarysie: pokonywanie górskich szlaków (m.in. z kijkami Nordic Walking), różnorodne zajęcia i ćwiczenia w wodzie – mające wzmocnić napięcie mięśniowe, siłę i wytrzymałość (także z wykorzystaniem różnych przyborów), gry i zajęcia kształtujące orientację przestrzenną w terenie, gry w piłkę ręczną z brzęczykiem, zajęcia ogólnokondycyjne.

Wszystko to było dostosowane do możliwości uczestników i bardzo się podobało. W Bukowinie Tatrzańskiej znaleźliśmy się nieprzypadkowo – są tam olbrzymie baseny termalne (jedne pod dachem, inne na zewnątrz). Z pewnością zajęcia na nich poprawiły stan naszych mięśni, stawów oraz zapewniły wszechstronny rozwój psychofizyczny.

– Czy pamięta Pani pierwszą imprezę wyjazdową zorganizowaną w ramach Horyzontu? Co Pani wówczas czuła?

Wtedy prawdopodobnie nie do końca zdawałam sobie sprawę z ciążącej na mnie odpowiedzialności. Do wyjazdu podchodziłam na luzie, mówiłam sobie: „Uda się! Musi się udać! Wszystko będzie dobrze!” Teraz z całą pewnością jestem bardziej doświadczona, wiem na co zwracać uwagę, jak zapewnić uczestnikom bezpieczeństwo, w jaki sposób się rozliczać.

– Ale przecież nie wszystko da się przewidzieć...

Wiem, czasem zdarzają się różne przykre niespodzianki, ale ja staram się je przewidywać. Np. zawsze ubezpieczam uczestników moich wyjazdów na wyższe niż standardowe stawki, i jeśli kogoś spotkałoby coś złego, to wówczas łatwiej byłoby wybrnąć z kłopotliwej sytuacji.

– Z czego czerpie Pani siły i pomysły na tę działalność?

Ja od zawsze kochałam wyjazdy, miałam duszę podróżnika i byłam zafascynowana odkrywaniem nowych miejsc. Już we wczesnym dzieciństwie dużo podróżowałam – najpierw z rodzicami, potem z mamą. A później – z przyjaciółmi.

W okresie młodzieńczym jeździłam najczęściej do Bułgarii – tam było pięknie i najtaniej; lubiłam wybrzeże Morza Czarnego. Byłam uczestniczką pięknych wycieczek po obszarze byłego Związku Radzieckiego; do dziś wspominam je z ogromnym sentymentem.

Bardzo też podobało mi się południe Europy. Byłam wielokrotnie we Francji czy Włoszech, gdzie oglądałam wspaniałe kościoły i inne budowle (np. w Rzymie, Florencji czy Wenecji), zakochałam się w renesansie, baroku, rokoko; do dziś mam w pamięci te style, a jednocześnie żałuję, że nie zdążyłam obejrzeć wielu wspaniałych dzieł sztuki.

A później – jak mówiłam na wstępie – pojawiła się chęć związana z organizowaniem takich imprez dla innych. I chyba udało się. Mam wrażenie, że umożliwiłam ludziom z poważnymi problemami wzrokowymi – klubowiczom „Horyzontu”, naprawdę sporo – dzięki mnie zobaczyli mnóstwo pięknych rzeczy w Polsce i za granicą, do których raczej by nie dotarli.

Podczas spotkań klubowych daje się zauważyć współpracę wielu osób, przy ustawianiu stołów, podawaniu herbaty, sprzątaniu…

– Klub to zbiorowość, która coś bierze, ale także daje; bardzo mi zależy, by taką klubową solidarność wykształcić. Dziś w rozmaitych pracach pomaga mi czteroosobowa Rada Klubu. Najwięcej zawdzięczam skarbnikowi, w osobie niezwykle oddanej, czasem wręcz niezastąpionej w różnych działaniach – koleżance Krystynie Oleszczuk. Ona doskonale wie, w czym trzeba pomóc, a jednocześnie potrafi realnie ocenić potrzeby innych i swoje możliwości.

Drugą, niezwykle pomocną i sprawdzoną osobą jest Witold Stolarczyk – kolega z Rady Klubu, który od lat zajmuje się pozyskiwaniem biletów do teatrów i Filharmonii (jeśli instytucje te mają zachętę finansową od państwa, to chętnie nam udostępniają tańsze bilety, np. do Filharmonii płacimy zaledwie 20% wartości biletu).

W tym miejscu chciałabym również podziękować wszystkim Koleżankom i Kolegom, którzy włączają się w proces przygotowania sali do zajęć, a po zakończeniu spotkań – do jej uporządkowania.

A jakie ma Pani plany na przyszłość?

– Chciałabym – z profesjonalnym przewodnikiem turystycznym, który by przekazywał nam wiedzę o wybranych miejscach, powrócić do „Spacerków po Warszawie”.

W planie mam też zorganizowanie wycieczki wyjazdowej do jednego z polskich miast, np. Torunia czy Wrocławia. Z dalszych i dłuższych wyjazdów (10 dni) marzy mi się Kraków i okolice – z uwzględnieniem naszej polskiej kultury, tradycji (mam już wstępny projekt takiego wyjazdu – w których znajdzie się min: Spływ Dunajcem, Kopalnia Soli w Wieliczce, Szlak Orlich Gniazd. Zaplanowane już jest zakwaterowanie, tani przewoźnik i przewodnik).

A marzenia?

Moje marzenia dotyczą zdrowia, a jeśli chodzi o działalność klubową, to – pozyskiwania osób do współpracy pokroju Krystyny, a w przyszłości – znalezienia mojego następcy, który nie zważając na piętrzące się trudności, prowadziłby Klub na tym poziomie, jak obecnie, albo lepiej.

Życząc spełnienia tych, i jeszcze wielu innych marzeń, bardzo dziękuję za rozmowę

Renata Nowacka-Pyrlik, instruktor rehabilitacji podstawowej niewidomych i słabowidzących

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.