Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Sprawiedliwa zemsta zwierząt? - Izabela Galicka

Fundacja Kultury bez Barier zaproponowała w lipcu w Kinotece film Agnieszki Holland i Kasi Adamik pt. „Pokot”. Film ostatnimi czasy dość głośny i, jak twierdzą recenzenci, dość kontrowersyjny. Wpisuje się on w nurt tzw. kina ekologicznego, jego zaś głównym przesłaniem jest protest przeciwko zabijaniu zwierząt. Dzieło znanej reżyserki oglądałam już wcześniej i, prawdę mówiąc, niespecjalnie miałam ochotę obejrzeć je ponownie. Zaraz wyjaśnię, dlaczego.

„Pokot” jest autorską ekranizacją powieści Olgi Tokarczuk pt. „Prowadź swój pług przez kości umarłych”. Gatunkowo jest niejednoznaczny, zawiera elementy dramatu, satyry społecznej czarnego kryminału, a także „czarnej” baśni. Wyraźny jest w nim nastrój pewnej niesamowitości i grozy, podobny nieco do „Miasteczka Twin Peaks” Davida Lyncha – starsi nieco widzowie pamiętają zapewne ten serial. Co jednak razi w tym filmie najbardziej, to nachalny dydaktyzm w forsowaniu ideałów promowanych przez pisarkę i panią reżyser, i to jest wyraźny minus tego filmu.

Rzecz dzieje się na głębokiej polskiej prowincji, w małej miejscowości w Kotlinie Kłodzkiej. Dobrze oddane są tu realia marazmu, beznadziejności, braku perspektyw przed młodymi. Jednak od razu właściwie mamy podział na dwa światy. Jeden z nich, ten „zły”, to świat elit, trzymających w ręku władzę nad miejscowymi ludźmi, to prezes, właściciel lisiej fermy, ksiądz i komendant policji. Wszystkich ich łączy pasja polowania, także poza dozwolonym przez prawo sezonem. Wszyscy też są przedstawieni jako aroganccy i bezwzględni mordercy zwierząt. Nie jestem zwolenniczką polowań, ale z drugiej strony daleka jestem od tego, by każdego myśliwego uważać za tępego zwyrodnialca.

Po drugiej stronie barykady mamy Janinę Duszejko, ekscentryczną, ale budzącą sympatię widza emerytowaną inżynier, która losy ludzkie tłumaczy przez tajniki astrologii. Sama nie jest do końca uczciwa, bo uczy dzieci angielskiego dzięki małemu oszustwu, ale w porównaniu z okrutnymi notablami jest prawie święta. Żyje „zgodnie z naturą”, bezgranicznie kocha swoje dwa psy i jest zaciekłą obrończynią praw zwierząt. Prowadzi batalię o to, by zaprzestano polowań i rzeczywiście doświadcza samych niepowodzeń i upokorzeń. Gromadzi wokół siebie grupę ludzi, równie jak ona nieprzystosowanych, życiowych „popaprańców”, ale za to inteligentnych i wrażliwych. Dzięki przyjaźni tworzą oni coś na kształt szczęśliwej komuny, przynajmniej przez jakiś czas.

I właśnie o ten uproszczony obraz świata mam pretensję do pani reżyser, którą zawsze bardzo ceniłam. To obraz zarysowany z dziecięcą naiwnością i w dodatku z pewnym zacietrzewieniem, wykluczającym wszelki dialog i porozumienie. Szczególnie przerysowane wydają mi się scena pokotu w kościele i scena rozmowy Duszejko z księdzem na temat przykazania „Nie zabijaj”. Ale to już każdy widz musi ocenić indywidualnie.

Akcja filmu nabiera tempa, gdy w tajemniczy sposób zaczynają ginąć prześladowcy zwierząt. Oczywiście pierwszą podejrzaną staje się główna bohaterka. Ale to byłoby za proste. Autorki filmu sugerują nam wręcz jakiś fantasmagoryczny rewanż świata natury na bezdusznych przedstawicielach z plemienia ludzkiego. Jakby swoiste wymierzenie sprawiedliwości, chociaż moim zdaniem nie można jednak stawiać znaku równości między życiem człowieka a życiem zwierzęcia. Zakończenie jest dość przewrotne i zawiera elementy baśni. Nic więcej nie zdradzę, z myślą o tych, którzy jednak wybiorą się do kina.

Przy wszystkich wątpliwościach przyznać trzeba, że film jest sprawnie nakręcony i ogląda się go z zainteresowaniem. Niewątpliwie jest to zasługa dobrej ekipy aktorskiej – w roli głównej bohaterki przekonująca Agnieszka Mandat, obok niej Wiktor Zborowski i Andrzej Grabowski. Czy są to wystarczające atuty, aby przyciągnąć widza – osądźcie Państwo sami.

Izabela Galicka, filolog polski i kulturoznawca

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników