Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Jak każda kobieta. Recenzja filmu „Maria Skłodowska-Curie” - Izabela Galicka

W marcu 2017 roku wszedł na ekrany w Polsce film, który poniekąd można określić słowami „dramat biograficzny”. Z życiorysem, a także samą postacią naszej noblistki zmierzyła się młoda francuska reżyser, Marie Noelle, która jest także współautorką scenariusza. Sylwetka Skłodowskiej została przez nią potraktowana dość niekonwencjonalnie, a na pewno ujęcie filmowe jest dalekie od oczekiwań polskiego widza i naszych wyobrażeń o filmie biograficznym. Dlatego też chyba dzieło wzbudza tyle kontrowersji i sprzecznych odczuć, można by rzec „od uwielbienia do wzgardy”. Z pewnością więc warto przyjrzeć się mu bliżej.

Film jest bardzo piękny i wysmakowany w warstwie wizualnej, realizuje wyraźnie wszystkie postulaty kina artystycznego. Oczywiście wielka w tym zasługa montażystów, a także zdjęć autorstwa Michała Englerta. Forma nasuwa skojarzenia z impresjonizmem ze względu na funkcję światła w filmie – częstym motywem są tu na przykład rozświetlone okna. Z kolei w warstwie narracyjnej widoczna jest poetyka postmodernistyczna – narracja jest jakby postrzępiona, bez przestrzegania zasady przyczynowo-skutkowej, celowo fragmentaryczna. I to może powodować niejaką trudność w odbiorze, jeżeli widz domagałby się pełnej biografii bohaterki, takiej z oceną i postawieniem kropki nad „i”.

Karolina Gruszka, odtwórczyni roli Skłodowskiej, stworzyła mimo to postać ciekawą i przekonującą. Jej Maria to kobieta-paradoks, krucha i delikatna, targana wewnętrznymi sprzecznościami i bardzo w tym prawdziwa. Próbuje pogodzić role naukowca i matki, próbuje także szukać osobistego szczęścia, wbrew konwenansom otaczającego ją świata i w tym jest chyba bliska współczesnym kobietom. Wspaniale jej w tym akompaniuje silna męska postać Paula Langevina, brawurowo zagrana przez Arieha Worthaltera. Napięcie, stopniowo narastające między nimi, sprawia, że tygiel pasji, namiętności i zazdrości ma naprawdę wysoką temperaturę. Natomiast kontrapunkt dla Marii-naukowca tworzy zimny i fanatyczny w swojej nienawiści do kobiet profesor Amagat, świetnie zagrany przez Daniela Olbrychskiego.

Film wiernie i w szczegółach oddaje koloryt epoki. Jeżeli widzom czegoś w nim zabrakło, to chyba polskości. Znani jesteśmy z niechęci do „odbrązawiania” naszych pomników. Pokusa, żeby postawić Skłodowską na cokole, może być silna. A tymczasem wątków narodowo-patriotycznych właściwie w filmie nie ma. Ciekawie, ale zaledwie naszkicowany, jest natomiast wątek walki Marii o Sorbonę z nieprzemakalnym szowinistycznym światem męskiej dominacji w nauce. Ma to konotacje współczesne, ale o tani feminizm filmu z pewnością oskarżyć nie można. Marie Noelle znacząco przesuwa akcenty w sferę prywatności Skłodowskiej, którą widzimy w najbardziej twórczym, ale i problematycznym okresie jej życia, między Noblem a Noblem, między małżeństwem z ukochanym Pierre’em a niespodziewanym romansem. Maria w interpretacji Gruszki, zdjęta z piedestału, bardzo „osobista”, jest nam jednak bliższa, staje się współczesną every woman, z którą może się identyfikować wiele kobiet. I w tym tkwi główny walor filmu, jak i zarzut, który można mu postawić.

Izabela Galicka, filolog polski i kulturoznawca

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników