Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Do matki niewidomego dziecka

Jest to odpowiedź na list matki, która troszczy się o los swego niewidomego dziecka. List i odpowiedź ukazały się na liście dyskusyjnej Polskiego Związku Niewidomych w lutym 2006 r.

Nie jestem rodzicem dziecka niewidomego, ale jestem rodzicem dziecka widzącego. A zatem rozumiem i doświadczam, czym jest wychowanie. Zważywszy, że obecnie nie widzę, to potrafię pojąć i wyobrazić sobie różnice w wychowaniu dziecka widzącego iniewidomego. Dziecko niewidome po odejściu z rodzinnego gniazda nie musi użalać się nad swoim losem. Będę szczery. Dużo zależy od rodzica. To Ty pokazujesz mu świat. To Ty nazywasz rzeczy po imieniu. Na to mówisz, że jest dobre, a na tamto – złe. Od Ciebie zależy, co Twoje dziecko będzie uważało za dobre, złe, możliwe do zrobienia i niemożliwe do wykonania. Ty zakreślasz linię horyzontu możliwości, umiejętności, samodzielności, znajomości świata, ludzi, piękna, brzydoty itp. Ty możesz sprawić, że będzie kochać matematykę albo literaturę, albo jedno i drugie. Od Ciebie zależy, czy będzie chodzić w przedszkolu samo, czy będzie musiało trzymać się ręki przewodnika. Czy będzie się bawić ochoczo z innymi, czy stać w miejscu i kiwać się jak sierota. To Twoja odwaga i pomysłowość pokażą mu rower, łyżwy, wrotki, rolki, bieganie, pływanie etc. Ograniczenie Twojej wyobraźni, dociekliwości, konsekwencji i wiedzy będzie odbiciem jego granic możliwości. Nie odbieraj tego jako zarzut, bo nim nie jest. Jest tylko wyrażeniem prawdy o rodzicach i dzieciach. Nie ma znaczenia, czy widzących, czy niewidomych. Zdolności poznawcze, w sensie rozumowego ogarnięcia spraw, są takie same dla widzących, jak i niewidomych. Tak więc Twoje dziecko ma wielką szansę nie odstawać znacznie od rówieśników widzących. Owszem, są rzeczy, których nie doświadczy i nie pozna tak jak widzący. Nie rzutują one jednak ani na szczęście, ani na jakość życia Twojego dziecka. Zważ, że niewidzenie to cecha fizyczna, a nie mentalna. Jesteśmy tacy, jakie mamy życiowe doświadczenia, kontakty, spotkania, obserwacje, wykształcenie i wychowanie. Po prostu mamy swoje indywidualne charaktery, które kształtują się już od wczesnego dzieciństwa. Twoje dziecko nie musi być marudą. Nie chcę tu powiedzieć, że wychowanie niewidomego dziecka to bułka z masłem. Niewątpliwie trzeba więcej wytrwałości rodziców niż w przypadku wychowywania dziecka widzącego. To kwestia bezdyskusyjna. niewidomy dzieciak nie może uczyć się przez naśladownictwo, podglądanie rówieśników, świata, zwierząt itp. Ma też pewne zahamowania związane z negatywnymi doświadczeniami i lękami. To jednak jest dodatkowe zajęcie dla Ciebie. To Ty musisz mu pokazać co i jak się robi , jak się chodzi, biega, bawi itp. Pokazać w formie dostępnej dla niewidomego. Jeśli chcesz czegoś je nauczyć, musisz sama zamknąć oczy i zrobić to bez patrzenia, a potem pokazać dziecku jak to można zrobić.Od Ciebie też zależy ile rzeczy mu pokażesz. Od Ciebie zależy jak ono będzie odbierane w środowisku – także rodzinnym. Jeśli wszyscy będą się nad nim litować i je wyręczać, to do tzw. socjalizacji będzie ono dochodzić bardzo długo, a Nawet za długo. Dzisiaj chyba już sporo jest wiedzy na ten temat, sporo doświadczeń. Mnie najbardziej spodobał się sposób chodzenia przedszkolaków z hula-hop. Rewelacyjne. Szkraby trzymają obręcz przed sobą. Przeciwległą stroną obręczy badają grunt i biegają jak małe samochodziki. Proste i bezpieczne. Jak podrosną, to wzięcie laski będzie tylko formalnością. A za to biegać mogą ile woli. A i coś jeszcze mi się przypomniało. Tak sobie myślę, że dzieci nie mają ograniczeń. Są ciekawe świata z natury. To my – dorośli potrafimy je ograniczać. Taki przykład z moim dzieciakiem. Miał ze dwa i pół roku, kiedy podejrzał mnie jak siedzę i obieram sobie cytrynkę i jem ją jak pomarańczę. Po prostu lubię. Przyszedł i chciał też. Dałem mu i zjadł. Owszem, było kwaśne, ale spytałem z zadowoleniem w głosie i z uśmiechem: Smaczne, co?. Powiedział, że tak i przychodził często po cytrynkę. Przychodził do czasu, aż mu babcia powiedziała, że cytryna jest niedobra, bo kwaśna. Od tej pory cytryna jest be. Podobnie było z huśtawką. Babcia stwierdziła, że ma lęk przestrzeni i dlatego boi się wysoko huśtać na huśtawce. Uwierzył, a babcia nie musiała obawiać się , że spadnie z wysoka albo zeskoczy z huśtawki. Oczywiście nie miał i nie ma lęku przestrzeni. Dzieci nie mają chyba takich rzeczy. Ile się nabiedziłem, żeby mu udowodnić, że to, co powiedziała babcia jest nieprawdą. Udało się dopiero w połowie drogi na Zawrat, niebieskim szlakiem od Murowańca, w okolicach Zmarzłego stawu. Położyłem się z nim na skale, właściwie na półce skalnej, i powolutku, centymetr po centymetrze, czołgaliśmy się do krawędzi. Jak dobrnęliśmy, to zacząłem mu pokazywać pobliskie szczyty, nazywać, opowiadać skąd się wzięły ich nazwy, wyszukiwać różne ciekawostki, typu – zobacz, co ci przypomina kształt tamtej skały, bo mnie sowę itp. Po pół godzinie zgadywaliśmy, co przypomina kształt zmarzłego stawu. Kłótnia była zażarta, ponieważ nie zgadzałem się z żadną jego propozycją. Specjalnie, aby jak najczęściej spoglądał w dół. Po godzinie zabawy spytałem, czy się boi. Powiedział, że nie. Powiedziałem mu, że gdyby miał lęk przestrzeni, to nie wyhyliłby nosa poza tę półkę i w ogóle nie wszedłby tutaj. Dzisiaj nie ma lęku przestrzeni. Tak jest z dziećmi. Twoje nie musi być marudą. warto jeszcze odkryć jedną prawdę, chociaż rzadko się o niej mówi głośno. Ci, którzy nigdy nie widzieli, czyli niewidomi od urodzenia albo od wczesnego dzieciństwa, nie odbierają świata w czarnych barwach. Oni nie mają naturalnych skojarzeń z barwami i nie postrzegają świata przez pryzmat bodźców wzrokowych. Dlatego niewidomy dziwi się, że widzący określa jego świat jako mroczny. To jest zrozumiałe, bo ich świat jest wypełniony doświadczeniami, emocjami i uczuciami, których doświadczyli, a doświadczenie to nie wiąże się z doznaniami wzrokowymi. Tak więc, dla Twojego dziecka świat nie jest mrokiem. Jest tym, czego dotknie, usłyszy, poczuje, ile zazna miłości i ciepła. Dla widzącego świat bez barw, bez widzenia to koszmar. Dla widzących utrata wzroku to koszmar. Ale do pewnego momentu. Przestaje być koszmarem, kiedy zaczyna myśleć według innych bodźców. Przestaje myśleć o widokach, barwach, świetle, a zaczyna myśleć jak coś zrobić, czego chce, co chce zrobić i to wykonuje. Zawsze dla ociemniałych będą to substytuty, ale sukcesy pozwalają uzyskać samozadowolenie. Postaraj się nie myśleć, czego Twoje dziecko nie widzi, bo to do niczego nie prowadzi. Nie żałuj tego i nie lituj się nad nim z tego powodu. Kombinuj, jak mu to, czego nie widzi, pokazać.A jak mu już pokażesz, to po prostu nazywaj to, tak jakby było zupełnie normalną rzeczą. W jego niewidzialnym świecie wszystko jest normalne. Samochód ma koła, drzwi, silnik, kierownicę i siedzenia. Wchodzi się i jedzie po ulicy. Ulicy też trzeba dotknąć i ją usłyszeć. Zobaczysz, że jeszcze nieraz Twoje dziecko Cię zadziwi. Powie Ci o rzeczach, o których ono będzie wiedzieć, że są albo się dzieją, a Ty, mimo że widzisz, nie będziesz o tym wiedziała. Na przykład ręką pokaże Ci skąd przed chwilą odleciał ptak albo na której gałęzi usiadł.

Jarosław Gniatkowski

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników