Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Biała laska. Dzieje trudnej przyjaźni - Izabela Galicka

Biała laska, mnie, osobie słabowidzącej, kojarzyła się zawsze z czymś nieodwołalnym; jak gdyby ze specyficznym wyrokiem. Za czasów mojego dzieciństwa widok człowieka z białą laską budził niezdrową sensację. Nieszczęśliwy kaleka – taki odbiór istniał w powszechnej świadomości. Później przypominała mi się zawsze opowieść mojego znajomego wychowanego w Ośrodku dla niewidomych w Laskach. Też był osobą słabowidzącą i odrzucił białą laskę, nie mogąc znieść wyśmiewania się kolegów. Wtedy emocjonalnie bardzo go rozumiałam, dziś oczywiście zdaję sobie sprawę z faktu, że była to postawa młodzieńcza i zupełnie niedojrzała. Niemniej biała laska nawet w moim dorosłym życiu była dla mnie znakiem pewnej stygmatyzacji.

Odrzucałam od siebie myśl, że i ja mogłabym wyjść z czymś takim na ulicę, publicznie niejako zamanifestować, że mam aż tak duże problemy ze wzrokiem. Moje oczy jednak stopniowo zaczęły się osłabiać. Coraz częściej miałam problemy z poruszaniem się, zwłaszcza w ciemności, wytężałam wzrok, ale i tak niewiele to dawało. Zaczęłam z wolna uświadamiać sobie, że wyglądam prawdopodobnie dla przechodniów dość nieporadnie, a nawet dziwnie – może nawet jak osoba nietrzeźwa. Wtedy powoli, bardzo powoli zaczęło do mnie docierać, że taka pomoc już na tym etapie, na jakim teraz jestem, byłaby bardzo pomocna. Druga sprawa to przechodzenie przez zebrę – moja wada wzroku sprawia, że mam problemy z wyczuciem odległości, nie potrafię tak naprawdę określić, czy samochód jest blisko czy daleko ode mnie. Wiedziałam, że z białą laską byłabym znacznie bezpieczniejsza, ale mimo to w tyle głowy tkwiła jakaś blokada. Przestałam wychodzić po zmroku, ale to ograniczało znacznie moją działalność i powodowało dodatkową irytację.

Kiedy moi przyjaciele zaczęli mi sugerować używanie laski, pierwszą moją reakcją był bunt. W co oni chcą mnie wpakować? Ja? Z białą laską? Przyznać się przed całym światem, że aż tak nie widzę? A jednak potem przyszła refleksja – przecież aż tak nie widzę, a skoro bliscy to dostrzegają, to zapewne wszyscy inni też. Walczyłam sama ze sobą, i z wbudowanymi gdzieś głęboko stereotypami, prawie dwa lata. Świadomie wiedziałam, że laska byłaby bardzo przydatna, ale podświadomość zawzięcie się broniła.

Całą sytuację zaczęłam wreszcie racjonalizować dzięki niewidomym przyjaciołom. Jeden z nich, wiedząc, że tracę powoli wzrok, zrobił mi krótki instruktaż posługiwania się tym obcym dla mnie sprzętem. Moja niewidoma przyjaciółka szła z laską z taką pewnością i gracją, że wzbudziło to mój niekłamany podziw. W czasie ubiegłorocznych targów REHA FOR THE BLIND zorganizowano Marsz Białych Lasek. Choć sam pomysł uznałam za lekko przerysowany, zaimponowali mi ludzie, którzy nie bali się pokazać światu twarzy i białej laski. To właśnie dzięki niewidomym znajomym zaczęłam „oswajać” temat białej laski w mojej głowie.

I wreszcie stało się – kupiłam ją sobie – w połowie zdeterminowana, w połowie przestraszona tym, co robię. Uznałam, że najlepiej ją będzie sprawdzić w znanym mi terenie, czyli od przystanku do bloku. Wyjęciu jej i rozłożeniu towarzyszył pewien stres – czy będę zawiedziona? Jakie będą reakcje ludzi? Czy ją odrzucę? Ale nie ukrywam, że było też w tym trochę ciekawości. Praca z laską przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Po pierwsze nie zabiłam się ani o laskę, ani o własne nogi. Po drugie ilość sygnałów odbieranych z podłoża okazała się wręcz wstrząsająca. Zawsze wiedziałam, że dotyk jest moim najbardziej rozwiniętym zmysłem, ale nie przypuszczałam, że tyle można przy jego pomocy wybadać. Laska stała się dla mnie niemal natychmiast przedłużeniem ręki. Nie absorbując tak bardzo wzroku, mogę teraz bez problemu wyczuć krawężnik, studzienkę czy inną przeszkodę. Łatwiej mi „zmieścić się” między słupkami. Nie zbaczam na trawniki. Nie wchodzę w kałuże. Lepiej oceniam odległości. Właściwie same plusy, no… na początku trochę boli i drętwieje ręka.

I wreszcie po trzecie – kiedy wyszłam z laską w miasto, czułam się może trochę dziwnie, bo to jednak nowa sytuacja, ale też bardzo bezpiecznie. Laska bowiem to nie tylko pomoc dla mnie, ale także znak dla innych. Byłam w szoku, kiedy autentycznie wszystkie samochody na przejściu bez świateł się zatrzymały. W jeszcze większym szoku, że wreszcie nie wpadam na ludzi, bo to oni mnie omijają, a nie ja ich. I wreszcie to, co najbardziej pozytywne (wbrew sloganom o znieczulicy) – na stosunkowo krótkim odcinku pięć osób zaoferowało mi pomoc. Ważny jest także dla mnie pewien aspekt psychologiczny: nie muszę udawać już kogoś, kim nie jestem.

Myślę, że się zaprzyjaźnimy. Myślę, że będzie nam razem dobrze. Bez fałszywych uprzedzeń i stereotypów. Cieszę się, że to się stało teraz, kiedy jeszcze widzę. Wyrabiam w sobie zaufanie do samej siebie i do laski. Paradoksalnie, jeśli mój wzrok jeszcze osłabnie, nie będę się czuła tak osamotniona i bezradna.

Iza Galicka, filolog polski i kulturoznawca, pracownik Fundacji „Trakt”

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2016 - INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.