Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

W deszczowym lesie wspomnień. Palmiarnia Poznańska - Izabela Wasilewska

Zapraszam Cię po raz kolejny do zmysłowego zwiedzania, które wymaga uruchomienia wyobraźni i otwarcia się na nieznane. Tym razem wędrówkę nie tylko “palcem po mapie” rozpoczynamy w Poznańskiej Palmiarni. Udałam się do niej w drodze do Berlina.

Niedaleko dworca głównego w Poznaniu znajduje się znana od lat Palmiarnia Poznańska. Wystarczy przemaszerować przez Park Wilsona, by do niej dotrzeć.

“.Powstała w 1911 na terenie ówczesnego Ogrodu Botanicznego (dziś Park Wilsona w Poznaniu) jako budynek murowany, o dużych przeszklonych powierzchniach (534 metrów kwadratowych). W związku z dużym przyrostem eksponatów w 1924 dodano system połączonych szklarni, w 1922 pierwsze wystawowe akwarium w kraju, a w 1929, na dzień przed otwarciem Powszechnej Wystawy Krajowej, oddano nowy powiększony budynek, którego powierzchnia wynosiła 1694 metrów kwadratowych, autorstwa architekta Stefana Cybichowskiego”.

Dzięki obecności pani przewodnik, przeuroczej pani Krystyny, zwiedzanie palmiarni było fascynujące, pełne dotyku, zapachu i smaku. Poza tym pani Krystyna podzieliła się ze mną i moimi towarzyszami bogactwem swojej wiedzy na temat zbiorów roślin znajdujących się na terenie pawilonów palmiarni. Niestety, nie udało się ani obejrzeć, ani dotknąć gadów – mieszkańców palmiarni, gdyż w dniu, w którym ją zwiedzaliśmy, z jakichś powodów zwierzęta zostały przeniesione do miejsca niedostępnego zwiedzającym. Poza brakiem boa dusiciela i paru jego przyjaciół, pozostali tubylcy, jak np. piranie czy liczne gatunki stworzeń morskich, których nazw nie jestem w stanie powtórzyć, prezentowały się w całej swojej krasie. Jednak roślinność, gady, ryby to nie jedyne atrakcje Palmiarni. Poza nimi można tu podziwiać przepiękne zbiory wielobarwnych i różnokształtnych motyli. Natomiast na koniec podróży po odległych kontynentach, które przemierza się, zwiedzając kolejne pawilony, można usiąść pod palmami, w małej kawiarence, by zagłębiając się we własne odczucia, dysputować na tematy te i tamte przy filiżance kawy.

Historia Palmiarni jest długa. Ponieważ sięga ona do roku 1911, mamy tę świadomość, iż jej dzieje są niebanalne. Korzystając z informacji w Wikipedii czytamy:

“W siedmiu pawilonach oprócz roślin prezentowano również: ryby, owady i gady. Podczas II wojny światowej wybuch bomby lotniczej podczas alianckiego nalotu w 1941 roku spowodował, że w szklarni wypadły szyby i podczas zimy 1941/1942 wiele eksponatów zginęło. Połamane zostały drzewa i krzewy, a 30 procent najcenniejszych gatunków roślin poważnie ucierpiało. Palmiarnia Poznańska ponownie otworzyła swoje podwoje dla zwiedzających 1 października 1992 roku”.

Co proponuje zwiedzającym Poznańska Palmiarnia?

Na pewno możliwość spotkania z nietypowymi gatunkami drzew, roślin. W mojej pamięci najbardziej zapadł bambus. Gdy dotknęłam tę niewiarygodnie grubą trawę, miałam wrażenie, jakbym obejmowała rurę od odkurzacza. Co pół metra tej wysokiej na jakieś 30-40 metrów trawy bambusowej wyczuwało się złączki, jakby obrączki łączące kolejny odcinek śliskiej w dotyku, bezzapachowej rośliny. Dowiedziałam się, że bambus rośnie od 50-70 centymetrów na dobę, a wyczuwalne palcem łączenia zaznaczają kolejną dobę. Ta niewiarygodnie wielka trawa jest narzędziem tortur w Chinach. O szczegółach nie będę relacjonować, gdyż są według mnie okrutne.

Obok bambusa nad głowami rozciągały się liany. Grube jak ręka w okolicach nadgarstka i mocne jak dobrej jakości sznur. Dotykając liany, nie miałam wątpliwości, iż bujanie się na nich stanowi frajdę dla małp. Pani przewodnik wspomniała, że podczas wycieczek dzieci w wieku szkolnym trzeba podnosić do góry niektóre elementy roślinności, gdyż dzieciakom przychodzą do głowy niewysłowione pomysły bujania się, szarpania za korzenie, liście itp.

Moją uwagę przykuły także kaktusy, a raczej sukulenty. Przypomniałam sobie zapomniane dawno wiadomości z liceum na ich temat. Dzięki pani Krystynie mogłam wziąć do ręki i dotknąć najdziwniejszych w kształcie, długości i szerokości igieł tych rośliny. Niektóre kaktusy miały igły na długość wskazującego palca u osoby dorosłej i tak ich ogromne zagęszczenie, że nie można było dotrzeć do ich “korpusu” bez pokłucia się. Sukulenty to grupa roślin, do której należą kaktusy. Jednak nie wszystkie z nich (z kaktusów) są sukulentami.

Pod wrażeniem byłam również w momencie, gdy otrzymałam do ręki owoc kakaowca. Kształtem podobny do małego orzecha kokosowego lub dużego orzecha włoskiego. W jego wnętrzu znajdują się ziarna kakao. Miałam przyjemność ich skosztowania. Dotykiem przypominają ziele angielskie, a w smaku są naprawdę gorzkie. Oczywiście poza kakaowcem mijamy inne przeurocze drzewa, takie jak przeróżne palmy czy kawowce. Z mniejszych gatunków roślin, dla przykładu, dotykamy liści i rozpoznajemy zapach ziela angielskiego czy aloesu, popularnego w naszych domach. Niektórych gatunków drzew i roślin nie wolno mi dotykać. Pani przewodnik tłumaczy, że są one trujące. Na przykład niektóre sukulenty zawierają wilcze mleko, a nie wodę pitną.

Oczywiście opowiadam o moim spotkaniu z tropikalną roślinnością jako laik, nie zaś znawca tematu z perspektywy naukowca. Tak więc proszę wybaczyć mi zbyt kolokwialne opisy i brak wyczerpującej wiedzy. Podjęłam przede wszystkim próbę przybliżenia osobom niewidomym uroku Palmiarni Poznańskiej “widzianej” przeze mnie dotykiem.

Nie sposób przy tej okazji nie wspomnieć o zapachu, który towarzyszył mi podczas przechodzenia po kolejnych pawilonach. Z powodu wysokiej temperatury oraz wilgotności powietrza w Palmiarni, panował tam specyficzny zaduch. Wilgoć utrzymująca się w powietrzu cofnęła mnie pamięcią do ogrodu mojego taty, który otoczony był bagnami. Podczas upalnego i deszczowego lata powietrze w ogrodzie pachniało tak samo jak to – pośród tropikalnych roślin w Palmiarni. Przechodząc przez pawilon z lasem deszczowym, na głowy spadały co jakiś czas kropelki wody spływające po “skórzanych” liściach, które nie przyjmowały jej w nadmiarze. Przytoczę teraz informację źródłową, która w precyzyjny sposób opisuje las deszczowy.

“Las deszczowy to formacja roślinna zdominowana przez wiecznie zielone lasy występujące na obszarach o rocznej sumie opadów przekraczającej dwa tysiące milimetrów rocznie, wysokiej temperaturze, o niskich amplitudach dziennych i rocznych, oraz wysokiej wilgotności powietrza. W zależności od ujęcia systematycznego lasy deszczowe bądź traktuje się jako jeden biom [Biom – rozległy obszar o określonym klimacie, charakterystycznej szacie roślinnej i szczególnym świecie zwierzęcym], bądź dzieli się je na formacje roślinne niższego rzędu, między innymi na lasy deszczowe strefy równikowej i strefy umiarkowanej lub na wilgotne lasy równikowe. W wyższych szerokościach geograficznych wilgotne lasy równikowe przechodzą w uboższą florystycznie formację wiecznie zielonych lasów strefy subtropikalnej i umiarkowanej oraz lasy subtropikalne częściowo wiecznie zielone, a wraz ze zmniejszeniem wilgotności w suche lasy tropikalne i sawanny”.

Żeby jeszcze bardziej przybliżyć Ci klimat panujący w Palmiarni Poznańskiej skoncentruję się na opisie jednego z pawilonów, w którym poznajemy roślinność z lasów równikowych.

“Wilgotny las równikowy to typ lasów deszczowych, charakteryzujący się ogromną różnorodnością form życiowych, występuje na najbardziej wilgotnych obszarach klimatu tropikalnego, przede wszystkim w Amazonii, na Obszarze Gwinejsko-Kongijskim, w Azji Południowo-Wschodniej oraz w północno-wschodniej Australii i na wyspach Oceanii”.

Co jest specyfiką tego terenu?

“Obszar ten charakteryzuje całoroczna wysoka temperatura (średnie wartości miesięczne 25-28 stopni Celsjusza) o niskiej amplitudzie dziennej, powodująca nie występowanie pór roku oraz codzienne popołudniowe opady deszczu (suma roczna dwa tysiące do czterech tysięcy milimetrów), jak i wysoka wilgotność powietrza”.

Jaki typ roślinności przeważa w wilgotnych lasach równikowych?

“W wilgotnych lasach równikowych dominują fanerofity. Drzewa osiągają wysokość 60 metrów i cechują się brakiem pierścieni przyrostów rocznych w pniu, skórzastym ulistnieniem, ułatwiającym spływanie wody oraz ciągłym kwitnieniem. Charakterystycznym elementem tropikalnych lasów deszczowych są liany [pnącza o zdrewniałych łodygach, ich długość może dochodzić do trzystu a nawet czterystu metrów], epifity [porosty] i hemiepifity [półporosty, rośliny które swój rozwój zaczynają jako liany, tracąc z czasem połączenie z ziemią]. Runo leśne, choć obfite, jest ubogie florystycznie, składa się przede wszystkim z cieniolubnych chamefitów z rodzin begoniowatych, obrazkowatych (.) oraz widliczki i paprocie”.

Zaintrygowana skondensowaną wiedzą na temat wielu obcych mi dotąd gatunków udałam się wraz z moimi widzącymi towarzyszami do części wydzielonej na akwaria oraz na wystawę motyli. Moja obecność w tym pawilonie była o wiele uboższa w bodźce. Nie mogłam bowiem ani dotknąć piranii, ani wziąć do ręki motyla, by rozpoznać jego kolor. Tak więc dotarłam do kresu wędrówki po Poznańskiej Palmiarni.

Zatopiona w myślach rozkoszowałam się smakiem kawy pitej w kawiarence pod palmami. Wyobrażałam sobie urok storczyków, które należą do epifitów i tworzą wielokolorową ścianę w jednym z pawilonów. Dzięki panującemu w Palmiarni klimatowi, zapachom, strukturom liści, pni, kolców i wszelkich innych form, które dotknęłam, by nauczyć się tropikalnej odmienności, przeniosłam się do Amazonii, wędrowałam po pustyniach oraz skosztowałam kropel deszczu tropikalnego lasu. Smak ziaren kakaowca, zapachu cynamonowych pałeczek wykonanych z kory drzewa cynamonowego, zapach kokosa, jak i dziwactwo korzeni wiszących i kłębiących się nad ziemią jak końskie ogony, to wszystko tworzy niepowtarzalny klimat Palmiarni Poznańskiej. Jedyne, czego zabrakło mi w trakcie przemierzania przez ten dziki kawałek świata, to potrzeba wsłuchania się w dźwięki charakterystyczne dla danego regionu, na przykład w śpiew ptaków, odgłosy wioski indiańskiej, w nawoływanie się małp, czy w dowolne rytmy typowe dla tamtego obszaru. Jednak jeżeli osobiście nie udasz się do tropików w centrum Poznania, nie będziesz mógł ustosunkować się do mojej opinii. Tak więc zapraszam.

Izabela Wasilewska, lingwista, pracownik Fundacji “Trakt”

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2016 - INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.