Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Trudna sztuka audiodeskrypcji – Tomasz Matczak

Od czasu gdy audiodeskrypcja na dobre zadomowiła się w naszym słowniku pojęć co najmniej przydatnych (nie mam pewności, czy wszyscy jednakowo ją oceniają i doceniają, więc nie będę silił się na hurraoptymistyczne zwroty) upłynęło już sporo wody w Wiśle. Dla mnie był to przełom. Nie zapomnę nigdy pierwszego filmu z audiodeskrypcją, jaki udało mi się obejrzeć, i wrażenia, jakie na mnie wywarł. Nie będę ukrywał, że podchodziłem do tematu sceptycznie. Może dlatego, że kiedyś widziałem i wiem, jak ważna w kinematografii jest warstwa wizualna? Mój sceptycyzm jednak prysł z chwilą, kiedy pierwszy raz obejrzałem film z tą dodatkową ścieżką dźwiękową. Dziś mogę śmiało powiedzieć: chwała temu, kto wpadł na ten pomysł! Dzięki audiodeskrypcji znów oglądam filmy, które niegdyś zacząłem uważać za utraconą melodię przeszłości. Niestety, do dziś nie przekonałem się do audiodeskrypcji dzieł sztuki, ale to temat na zupełnie inną opowieść.


Fakt, że wciąż przybywa organizacji, które zajmują się tworzeniem audiodeskrypcji filmowej, oraz miejsc, gdzie osoby z dysfunkcją wzroku mogą znaleźć opatrzone nią dzieła kinematografii, napawa mnie radością. Szkoda tylko, że nadal nie udaje się sprawić, aby wszystkie najnowsze obrazy filmowe wchodziły na rynek wyposażone w audiodeskrypcję. Cóż, parafrazując jednego z bohaterów kultowego filmu, na świecie nie wszystko jest idealne.
Skoro już dobrnąłem do tego niezbyt odkrywczego wniosku, to chciałbym wrzucić garść kamyczków do ogródka audiodeskrypcji. Nie jej samej rzecz jasna, a raczej tych, którzy się nią zajmują. To będą naprawdę kamyczki, bo nie ma sensu od razu burzyć całej misternie wzniesionej budowli, samej w sobie bardzo okazałej. Chodzi mi mianowicie o językową poprawność, która miejscami niestety kuleje. Ideą audiodeskrypcji jest opisywanie obrazu w czasie teraźniejszym. Tak się przyjęło i myślę, że to dobry pomysł. W końcu widz ogląda scenę, a zatem jest to czynność teraźniejsza, więc i audiodeskrypcja tak właśnie działa. Tyle że (w pogoni za gramatycznym czasem teraźniejszym) twórcom opisów dla osób z dysfunkcją wzroku zdarza się zapomnieć o poprawności językowej. Podkreślam, że błędy znalazłem w naprawdę niewielkim procencie obejrzanych filmów. Co prawda, nie jestem zapalonym kinomanem, więc prawdopodobnie nie można uznać mnie za reprezentatywną grupę respondentów, jednak z drugiej strony błędy są, co nie najlepiej świadczy o osobach przygotowujących audiodeskrypcję. Nie można bowiem zapominać, że audiodeskrypcja, która co do zasady ma opisać obraz, aby film został dokładniej przyswojony przez osobę niewidomą, siłą rzeczy oddziałuje na nią także w inny sposób, utrwalając zwroty czy wzbogacając słownictwo. Pojawiające się w niej błędy mogą pozostać dla kogoś niezauważone, bo nikt raczej nie spodziewa się, aby w przygotowanym wcześniej tekście, nad którym ktoś pracował, a potem jeszcze z kimś go konsultował, znajdowały się jakieś nieścisłości. Stąd już prosta droga do powielania błędnych form w życiu codziennym.
Przytoczę przykłady, które, muszę przyznać, nie tyle mnie oburzyły, co wręcz rozśmieszyły! Poniższe formy gramatyczne słów zostały utworzone w sposób logiczny i analogiczny do innych, co nie zmienia faktu, że brzmią po prostu kuriozalnie. Oto w jednym z filmów znalazłem taki opis sceny: „kobieta przeżegnuje się szybko”. Każdy rozumie, co się dzieje na ekranie, wynika to także z kontekstu, ale nie od wszystkich czasowników można utworzyć czas teraźniejszy. W tym przypadku chodzi o czasownik „przeżegnać się”, który opisuje czynność już zakończoną, bo jest czasownikiem dokonanym. Nie da się językowo przeżegnać w czasie teraźniejszym. Rozumiem, że gdyby audiodeskryptor użył zwrotu „kobieta żegna się ukradkiem”, to mogłoby to zostać zrozumiane opacznie, gdyż czasownika „żegnać się” można użyć także w kontekście rozstawania się, a nie tylko czynności religijnej. W tym konkretnym przypadku sztywne trzymanie się zasady, że audiodeskrypcja musi korzystać wyłącznie z czasu teraźniejszego, doprowadziło do językowego absurdu. Salomonowym wyjściem z sytuacji byłby tekst: kobieta ukradkiem czyni na sobie znak krzyża. Dlaczego „na sobie”? Ano dlatego, że znak krzyża można też kreślić w powietrzu podczas błogosławienia kogoś innego. 
Drugim przykładem jest używanie czasu teraźniejszego czasownika „skinąć”. W jednym z filmów nagminnie słyszałem, że ktoś „skina głową” lub „skina na kogoś”. Zgrzytało mi to w uszach niemiłosiernie! Czasownik „skinąć” to także czasownik dokonany, a więc tworzenie od niego czasu teraźniejszego jest po prostu błędem. Oczywiście, sam zamysł jest prawidłowy i sama konstrukcja także, co nie zmienia faktu, że to forma niepoprawna.
Czasowników, które nie mają czasu teraźniejszego, jest znacznie więcej. Oczywiście zdecydowanie mniej niż tych, które taki posiadają, lecz język polski jest na tyle bogaty, że z pewnością przy odrobinie inwencji można znaleźć synonim w poprawnej formie i opisać to, co dzieje się aktualnie na ekranie, bez błędów językowych. Konia z rzędem temu, kto utworzy czas teraźniejszy od takich czasowników jak: „wyginąć”, „zrujnować” czy „złapać”. Nie wątpię, po tym, co słyszałem w filmach, że niejeden audiodeskryptor podjąłby się wyzwania i stworzył takie koszmarki jak: „wyginuje” od „wyginąć” (bo „wygina” oznacza przecież coś zupełnie innego), „zrujnowuje”, „zrujna” ewentualnie „zrujnowywuje” od „zrujnować” oraz „złapuje” od „złapać”. Uważny czytelnik może w tym miejscu powiedzieć, że są przecież formy „rujnuje” i „łapie”. Trudno się z tym nie zgodzić, lecz jednocześnie warto zauważyć, że „łapać” to nie to samo, co „złapać”, a „zrujnować” to nie to samo, co „rujnować”, bo te drugie formy oznaczają czynności dokonane, jak „skinąć”, więc tworzenie czasu teraźniejszego z góry jest skazane na porażkę.
Więcej zastrzeżeń mam do lektorów czytających audiodeskrypcję. Zauważyłem bowiem, że zgodnie z niepokojącym trendem, który pojawił się całkiem niedawno, ale rozprzestrzenia się szybciej niż wariant omikron koronawirusa, lektorzy nie radzą sobie z czasownikami w czasie teraźniejszym, błędnie wymawiając samogłoskę „ą” w wygłosie, np. zamiast „idą”, „robią”, „śpiewają”, jest „idoł”, „robioł”, „śpiewajoł”. Brzmi to, przynajmniej dla mnie, koszmarnie! Niestety, taką niechlujną wymowę można usłyszeć obecnie nawet w radiu czy telewizji. Zawodowi prezenterzy, spikerzy oraz aktorzy zazwyczaj nie wpadają w pułapkę niechlujstwa (choć niestety też się zdarza), ale zapraszani goście, specjaliści i komentatorzy już tak. I taka właśnie niestaranna wymowa jest coraz częściej słyszana podczas audiodeskrypcji.
Ktoś powie: czepiasz się, człowieku! Czy nie lepiej mieć coś, co może i nie jest idealne, ale jest, niż nie mieć nic?
W odpowiedzi krótka historia. Całkiem niedawno szukałem czujnika poziomu cieczy. Posiadany odmówił współpracy, więc postanowiłem zaopatrzyć się w nowy. Cóż, wydałem tylko pieniądze, bo sprzęt, który z zasady ma działać, każdy wie, co się dzieje, gdy nie działa, zachowuje się chimerycznie, czyli od czasu do czasu zapiszczy. I co? Lepiej jest mieć coś, co może nie jest idealne, ale jest?
Nie sądzę, aby tak postawione pytanie było zasadne. Ja nie krytykuję audiodeskrypcji w sensie ogólnym. Martwi mnie tylko, że ci, którzy ją przygotowują, nie dbają o nią dostatecznie. Słowniki są teraz dostępne w Internecie, więc nietrudno jest sprawdzić, czy przychodząca na myśl, stworzona logicznie i analogicznie do innych, forma czasownika jest poprawna czy nie. Warto się potrudzić nad tekstem, bo na końcu każdego filmu pada nazwisko audiodeskryptora. Pewnie większość nie zwraca na to uwagi, lecz przecież jest to swoista parafka pod wykonanym dziełem.
Pod moim „dziełem” także się podpisuję. Kto chce, może krytykować.

Tomasz Matczak

 

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2021–2024 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.