Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Widzę, widzę! - Iza Galicka

Wydawało mi się, że na operację drugiego oka idę zupełnie spokojna, wręcz „wyluzowana”. Przecież już wiem dokładnie, jak to wygląda i co mi będą robić. I jak zwykle, kiedy jesteśmy czegoś zbyt pewni, życie nam mówi: „A zdziwisz się”.

Oczywiście ciśnienie mi „skoczyło” i trzeba było obniżać. Nie można się było wkłuć w żyły, żeby założyć wenflon do kroplówki. Substancja uspokajająca nie podziałała, więc trzęsłam się jak galaretka. Coś było wyraźnie nie tak z moim układem krążenia, bo podano mi tlen przez wąskie rureczki do nosa. No i pamiętam cały przebieg operacji – na szczęście tym razem zupełnie nie bolało, ani w trakcie zabiegu, ani po nim. Ale musiałam być bardzo zdenerwowana, bo kiedy pan doktor powiedział, że soczewka jest już w oku… po prostu zemdlałam. Nie pamiętam, jak znalazłam się na sali pooperacyjnej, ale musiałam chyba spać około pół godziny. Czułam się po tym wszystkim jednak nieźle, chociaż strasznie zmęczona. Jakość widzenia też nieco mnie rozczarowała, gdyż widziałam wszystko przez lekką mgłę i bałam się, że tak już zostanie.

Operację miałam rano, do wieczora mgiełka ustąpiła. Siedziałam we własnym domu i odkrywałam go ponownie nowymi oczami. Pierwszy raz dostrzegłam, że moja ukochana juka w kącie salonu jest tak pięknie zielona. Najprostsze rzeczy objawiały nowe oblicze, na przykład pierwszy raz od niepamiętnych czasów zobaczyłam karby na makaronie, pokroiłam ogórek na naprawdę cienkie plasterki… Przyglądałam się chyba dość natrętnie twarzy zaprzyjaźnionej sąsiadki Bożenki, ale wreszcie widziałam wyraźnie jej rysy.

Oczy „zgrały się” tym razem momentalnie. Wielkim przeżyciem było włączenie telewizora i obejrzenie programu publicystycznego. Boże, dopiero teraz zobaczyłam wyraźnie twarze wielu znanych osób! Największe emocje czekały mnie jednak drugiego dnia po zabiegu, podczas wizyty kontrolnej. Przeczytałam, nie jak zawsze górne E, ale mniej więcej połowę tablicy w gabinecie okulistycznym. Ostatnim razem było tak, kiedy…? chyba w czwartej klasie podstawówki… Największe wzruszenie czekało mnie jednak we własnym domu i zabierałam się do tego z wielką obawą. Otworzyłam książkę i zaczęłam czytać. Bez okularów, bez wysiłku, z przyjemnością, jakiej nie doświadczyłam od piętnastu lat. Pierwsza strona, dziesiąta, dwudziesta… Rozpłakałam się ze wzruszenia.

Mija tydzień od operacji. Nie czuję żadnego bólu. Ani nawet dyskomfortu. Oczywiście, przestrzegam zaleceń lekarzy, zakraplam oczy co dwie godziny… Oczywiście, zrobię sobie okulary do chodzenia po ulicy, bo wady wzroku do zera nie udało się wyeliminować. Ale to wszystko są niuanse. Najważniejsze jest to…, że WIDZĘ.

Izabela Galicka

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.