Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Wziąć stery we własne ręce - Agata Pisarska

Po jednej z morskich wypraw kapitan rejsu wpisała mu w podsumowaniu „dzik morski”. To określenie chyba najlepiej oddaje miłość Darka Borowiaka do morza, szacunek do niego i wielką frajdę z przebywania na wodzie i obcowania z naturą w ciszy pod żaglami.

Na przełomie lat 2020/2021 odbył kolejną morską wyprawę w kilkudniowym rejsie sylwestrowym do Szwecji. To nie była tylko realizacja oryginalnego pomysłu na Sylwestra w dobie pandemii, to przede wszystkim sposób na oddanie hołdu zmarłemu na koronawirusa przyjacielowi ze Śląskiego Yacht Clubu – Jackowi Załuskiemu.

Pamięci przyjaciela

– Pomysł na rejs sylwestrowy mieliśmy ze znajomymi już wcześniej, ale nie udało się ostatecznie zebrać ludzi. W tym czasie, 22 grudnia, odszedł mój serdeczny przyjaciel, podróżnik, żeglarz, z którym przeżyłem kilka wspaniałych przygód na wodzie – Jacek Załuski. Bardzo mnie to gnębiło, dodatkowo był okres świąteczny, nie dawałem sobie z tym rady. Kolega dał mi znać, że ktoś organizuje rejs w tym czasie i jest wolna koja. To mi bardzo pasowało, bo w domu też by ze mną nie wytrzymali, i pomyślałem, że w ten sposób oddam Jackowi Załuskiemu hołd – mówi Darek Borowiak.

Tak też się stało. Specjalnie przywieziony wieniec Darek wodował na wodach Bałtyku, mówiąc w ten sposób przyjacielowi „pamiętam i do zobaczenia”.

– Poznaliśmy się w 2016 roku, kiedy Śląski Yacht Club organizował rejs po Odrze z Gliwic do Szczecina. Wtedy dowiedzieli się o Fundacji Zobaczyć Morze im. Tomka Opoki, z którą od lat współpracuję, a która organizuje rejsy dla osób z niepełnosprawnością wzroku. Postanowili, że zabiorą na tę wyprawę takie osoby. Zgłosiłem się, zostałem zakwalifikowany i tak się spotkaliśmy. Od razu zaskoczyło, jakbyśmy znali się od dziecka. Od początku mogliśmy gadać o wszystkim i rozumieliśmy się bez słów – wspomina przyjaciela.

Żagle kocham od dziecka

Już wtedy Jacek Załuski rzucił myśl, czy osoby niewidome były już na Hornie. Sam był miłośnikiem tamtych terenów, lubił pływać po wodach południa, Antarktydy, na przełomie 2014/2015 zdobył Morze Rossa, Zatokę Wielorybią, gdzie najdalej dopłynęli pod żaglami na jachcie Selma Expedition, dzięki czemu trafili do Księgi Guinnessa.

– Jacek lubił realizować pomysły, które wcześniej nikomu nie przyszły do głowy. A że ja jestem zwariowanym żeglarzem, żagle kocham od dziecka, to nie dałem już spokoju. Po kilku dniach Jacek sprawdził i okazało się, że niewidomych na Hornie nie było i miał już zgodę armatora Selma Expedition Piotrka Kuźniara na zabranie na pokład osób niewidomych – mówi Darek.

„Rodzynek” na pokładzie

Kiedyś armatorzy byli przeciwni zabieraniu na pokład osób z niepełnosprawnościami z obawy, że jeśli coś by się komuś stało, ucierpiałby prestiż ich jednostki. Kapitan mógł nawet utracić licencję, zabierając na pokład bez zgody armatora takie osoby.

– To mnie bardzo bolało. Dlatego kiedy spróbowałem pływania z Fundacją Zobaczyć Morze, postanowiłem na własną rękę być ambasadorem osób z niepełnosprawnością, żeby pokazać, że one także mogą realizować swoje pasje. Zaciągałem się do załóg pełnosprawnych, jak taki „rodzynek”, „krecik”, żeby udowadniać, że mamy marzenia i prawo do ich spełniania i rozwijania pasji – opowiada Darek.

Z Jackiem Załuskim łączy go jeszcze jedno ważne wspomnienie – rekord Polski w 2017 roku w projekcie „Odra dla Zuchwałych” polegającym na przepłynięciu 680 kilometrów z Gliwic do Szczecina w 6 dni jedną dziesięcioosobową załogą.

– Do Szczecina dopłynęliśmy akurat na finał regat wielkich żaglowców z całego świata The Tall Ships Races 2017. Byliśmy tam honorowymi gośćmi w związku z rekordem, mogliśmy więc jako jedyna łódź śródlądowa zacumować na Wałach Chrobrego pomiędzy tymi wielkimi żaglowcami, to było dla nas niezwykłe przeżycie. Dodatkowo gwiazdą tego finału był Andrea Bocelli, niewidomy śpiewak, więc załoga naszego Wrzaskuna była gośćmi na jego koncercie, a jeszcze mogliśmy z nim potem porozmawiać i zrobić zdjęcie. To było niezwykle miłe, gdy dowiedział się, że są niewidomi wśród załogi, powiedział, że też chętnie spędza w ten sposób wolny czas – wspomina Darek.

Wolność i przyroda

Pasja Darka pojawiła się ot tak po prostu. To, co go pociągnęło ku żaglom, i trzyma przy nich cały czas, to poczucie wolności i obcowanie z przyrodą. Już jako ośmiolatek zapisał się w rodzinnym Kole do klubu żeglarskiego przy Fabryce Materiałów i Wyrobów Ściennych „KORUND”. W 1987 roku zdobył uprawnienia żeglarza jachtowego, ale wtedy też zaczęły się uaktywniać problemy z oczami.

– Bardzo lubiłem grać w ping-ponga i zauważyłem, że podczas szybkich piłek ginęła mi piłka. Zaczęły się konsultacje u lekarzy aż do diagnozy zwyrodnienia barwnikowego siatkówki. Od 7 lat nie widzę zupełnie – mówi Darek.

Bardzo trudnym momentem była wizyta u lekarza orzecznika, który nie przyznał mu zdolności do pracy.

Wielka niewiadoma

– Z zawodu jestem tapicerem, ale pracowałem też jako tokarz, miałem swoją działalność, byłem pomocnikiem stolarza, pracowałem w zakładzie energetycznym. Ostatnie 8 lat przepracowałem jako administrator budynków, gdzie kierowałem też małym zespołem. Wydawało mi się, że widzę jeszcze całkiem dobrze, ale widocznie z zewnątrz to inaczej wyglądało. Zakład pracy skierował mnie na komisję lekarską i lekarz nie przyznał mi zdolności do pracy. To był niesamowity strzał, poczułem się odsunięty, wielka niewiadoma co dalej. Zawsze lubiłem być między ludźmi, brać we wszystkim udział, a tu nagle mam usiąść w domu po 16 latach pracy – wspomina ten czas Darek.

Po przedyskutowaniu z żoną sytuacji zdecydowali się na budowanie domu, urodził się im drugi syn. Dziś jeden już studiuje, młodszy jest licealistą. Darek zajmuje się domem. Z perspektywy czasu ocenia to tak, że być może musiał stracić wzrok, by móc spełniać swoją pasję i ją rozwijać, ale też pomagać innym zrozumieć, jak ważna jest samodzielność. Nie ma pewności, czy gdyby widział, zrealizowałby marzenie o opłynięciu Przylądka Horn.

Tędy droga

– Na pewno niezwykle ważne dla mnie było doświadczenie lat pracy, bo to nie pozwoliło mi się załamać i zamknąć w domu. Na rejsach Fundacji Zobaczyć Morze spotykałem wiele osób z niepełnosprawnością wzroku, czy to z DPS-ów, czy żyjących w domach rodzinnych, które były niesamodzielne. Przyjeżdżali z wielką niepewnością, obserwując ich, było widać, że nie funkcjonują na co dzień samodzielnie. Są otaczani nadopiekuńczością. Po rejsie z pokładu schodzili inni ludzie – z większą wiarą w siebie, z chęcią do samodzielności i pytaniem, czy jak będzie rejs mogą w nim ponownie wziąć udział. Jestem przekonany, że to tędy jest droga, warto dla nich to robić.

Gdy po kilku latach Darek popłynął w rejs z Fundacją Zobaczyć Morze, znowu poczuł dosłownie i w przenośni wiatr w żaglach.

– Gdy jestem zbyt długo w domu, brakuje żagli, i wtedy też ciężko rodzinie ze mną wytrzymać. Czasami żona sama pyta, czy nie mam przypadkiem jakiegoś rejsu – mówi z przymrużeniem oka.

Wolność i bezpieczeństwo

Najbardziej ceni sobie pływanie pod żaglami tylko z siłą wiatru. Zmaganie się z falami, naturą, daje mu poczucie wolności, ale i większego bezpieczeństwa niż na lądzie. Nigdy jednak nie zapomina o bezpieczeństwie na wodzie, bo ono jest najważniejsze. A samo pokonanie sztormu, trudnych warunków na wodzie, jak podczas na przykład ostatniego sylwestrowego rejsu, daje mu ogromną satysfakcję.

– Darek ma niesamowicie pozytywne podejście do świata, bardzo zaraźliwe. Nie użala się nad sobą, tylko czerpie z życia pełnymi garściami na 150 procent. Myślę, że mało kto w pełni sprawny tak korzysta z życia jak on – mówi Zuzanna Michta, która przeszła w czasie rejsu sylwestrowego swój żeglarski chrzest, po raz pierwszy będąc na morzu. Tam też poznała Darka.

Niezwykle ceni sobie jego wiedzę, poczucie humoru i pomoc, którą wyświadczał mniej doświadczonym żeglarzom.

– Darek lubił sobie z nas żartować, łapał za słówka. Gdy ktoś mówił na przykład „zobaczysz, że…”, Darek odpowiadał: „nie obiecuj”. Zagadywał nas w każdy możliwy sposób i dbał o to, żebyśmy dużo i często się śmiali, podtrzymywał towarzyską atmosferę – dodaje Zuzanna.

Wiele mórz, wiele mil

Najważniejszą rzeczą dla Darka po wejściu na jednostkę jest jej obejście jeszcze w porcie, zapoznanie się z rozkładem, aby móc potem bez przeszkód pracować, a w potrzebie wiedzieć, jak działać.

Dotąd Darek przepłynął już kilka mórz i wiele mil morskich, m.in. Morze Egejskie, Śródziemne, wody greckie, no i wody wokół Przylądka Horn. Pływał na Zawiszy Czarnym, Kapitanie Borchardzie, Fryderyku Chopinie. Na tym ostatnim właśnie miał okazję obsługiwać żagle, wchodząc na reje, co dawało mu wielką frajdę. A innych członków załogi przyprawiało o wielkie zdziwienie, że niewidomy może w ten sposób pracować.

– W porcie były ćwiczenia, to gimnastyka niesamowita, całkiem inne partie mięśni pracują, na górę wchodzi się w szelkach asekuracyjnych, wpina się karabinkami do zabezpieczeń i trzeba przemieszczać się, stopy stawiając na stalowych linkach, które cały czas pracują. To niesamowite przeżycie, bardzo się cieszę, że mogłem w tym brać udział.

Niebezpieczny Horn

Jednak najcenniejszym doświadczeniem dla niego jest udział w wyprawie „Zobaczyć Horn” w 2018 roku. Wraz z niewidomą Justyną Kucińską oraz Piotrem Niesobskim i Jackiem Załuskim ze Śląskiego Yacht Clubu dołączyli w Argentynie do dwunastoosobowej załogi, aby zdobyć Horn. Wody otaczające przylądek należą do najbardziej niebezpiecznych na świecie.

– Przylądek Horn dla żeglarzy to jak Mount Everest dla wspinaczy górskich. Słynie z niebezpiecznych terenów, szybko zmieniających się warunków atmosferycznych. Koledzy opowiadali, jak wyglądają wzgórza o wysokości 1500–2000 metrów n.p.m. do jednej trzeciej od góry pokryte czapą lodu i śniegu. Tam w ciągu 15–30 minut potrafią się diametralnie zmienić warunki, nagle ze spokojnej wody powstaje kipiel – opowiada Darek.

Niekonwencjonalna nonszalancja

Piotr Niesobski, który już wcześniej poznał Darka podczas rejsu po Odrze, podkreśla, że dał się on poznać już wtedy jako dość niekonwencjonalny niewidomy.

– Darek wyróżniał się pewną nonszalancją, która wielokrotnie działała nam na nerwy. Na przykład podczas rejsu na Odrze, kiedy wchodził bez naszej pomocy z pomostu do łódki, przyprawiając wszystkich o zawał, albo na Hornie skacząc z nabrzeża do pontonu. Ale Darek jest wyjątkowym osobnikiem, musi radzić sobie sam, potrzebuje dużo wyzwań, przejdzie dwa razy i już wszystko wie – opowiada.

Z wyprawy na Horn wspomina wycieczkę po lądzie, gdzie załoga wspinała się na wzgórza, opowiadając Darkowi i Justynie jak to wygląda.

Słyszę, jak idziesz

– Ziemia jest tam dość specyficzna, były na przykład szczeliny głębokie na 3 metry o szerokości 20 centymetrów. Ostrzegaliśmy więc, że tu jest taka szczelina, albo na przykład doły wykopane przez króliki, w których można było złamać nogę. Znajdowaliśmy się kilkaset kilometrów od najbliższej osady. W pewnym momencie był potok, przez który pomagaliśmy przejść Justynie, a w tym czasie Darek jak gdyby nigdy nic, idzie dalej. Więc Jacek krzyczy do niego, a on mówi: „no matko, przecież słyszałem, jak idziesz”.

Było wiele sytuacji humorystycznych jak ta podczas wyprawy Odrą, gdzie załoga zatrzymała się w hotelu i gospodarz przepraszał, że nie ma światła w łazience.

– A osoby niewidome z załogi mówią: „no i co z tego”.

Niewidomi przy sterach

Także podczas tej wyprawy, tak wszyscy zapatrzyli się w piękno przyrody, że z 15 minut nikt nie instruował Darka przy sterach, jak ma kierować jachtem. Ale też nikt nie zauważył, że jest problem, bo wszystko było w porządku.

– A Darek mówi: „ale ja wszystko słyszę”. Dźwięki, które odbijały się od brzegu rzeki dawały mu sygnał, że rzeka zakręca lekko w lewo czy w prawo – mówi Piotr Niesobski.

Wspomina także, jak Darek na wodach Przylądka Horn sterował okrętem przy instrukcjach Jacka Załuskiego przy wietrze około 60–80 węzłów, gdzie dla niego samego było to nie lada wyzwanie. 

– Bardzo ważne dla mnie jest, że załogantka po jednym z rejsów powiedziała, że mogła się ode mnie dużo nauczyć, że jest mi wdzięczna. Wiele osób mówi, że pokazuję, że niemożliwe staje się możliwe. Ludzie pełnosprawni obserwując mnie, widzą, że jeśli ja daję sobie radę, to rzeczywiście nie ma barier i im samym jest łatwiej przebrnąć przez trudne doświadczenia – podsumowuje Darek.

Agata Pisarska

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.