Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Przezwyciężyć wstyd

Niemal codziennie spotykam osoby tracące wzrok, które zgłaszają się do Związku w poczuciu klęski i beznadziei. Gdy przedstawiamy im propozycje podjęcia nauki bezwzrokowych technik wykonywania czynności życiowych, często natrafiamy na opór przed rozpoczęciem procesu rehabilitacji. Ludzie ci bardzo trudno identyfikują się ze środowiskiem osób niewidomych i słabowidzących. I chociaż są członkami naszego Związku, stronią od grupowych imprez.

Zastanawiając się nad przyczynami takiej postawy, doszłam do wniosku, że to poczucie wstydu blokuje akceptację niepełnosprawności i utrudnia rehabilitację.

Jestem przykładem osoby, która przez wiele lat wstydziła się słabego wzroku. Teraz wiem, że było to uczucie irracjonalne, wpędzające mnie w deprymujące sytuacje.

Od dzieciństwa miałam problemy ze wzrokiem. W wieku sześciu lat okazało się, że mam trudności w czytaniu nut. Choć lekarze postawili od razu prawidłową diagnozę, nie poinformowali rodziców o konsekwencji mojego schorzenia. Nie poinformowali, że choroba ma podłoże genetyczne, jest nieuleczalna, postępująca i prowadzi do stopniowej utraty widzenia. Rodzice tracili czas, pieniądze, nerwy, a później i nadzieję w pogoni za cudowną kuracją, która poprawi wzrok ich córeczce. Widząc wielkie rozczarowanie, ból i rozpacz na twarzy mojej matki, po kolejnych wizytach u okulistów, nauczyłam się ukrywać swoje problemy, aby jej nie martwić. Na pamięć znałam tablicę Snellena do badania ostrości wzroku i oszukiwałam lekarzy. Mówiłam, że widzę, choć nie widziałam. O moich problemach rodzice ze znajomymi czy nauczycielami mówili przyciszonym głosem. W ten sposób powoli nabierałam przekonania, że słabe widzenie jest powodem do wstydu. Pogarszanie się widzenia traktowałam jako wadę, za którą jestem współodpowiedzialna. Za wszelką cenę starałam się dorównać kolegom i udowodnić, że jestem taka sama jak oni. Nie chciałam przyznać się, że mam problemy z oczami. Gdy oni grali w piłkę na plaży, mówiłam, że wolę się opalać. Na spotkania do kawiarni przychodziłam zawsze wcześniej, by nie zwracać na siebie uwagi nieporadnym rozglądaniem się. W pochmurne dni uciekałam na wagary, by nie narażać się na ośmieszenie, gdy nauczyciel poleci mi przeczytać urywek w książce.

Niestety przyszedł czas, że nie dało się już dłużej ukrywać utraty znacznej części widzenia. Trafiłam do PZN. Oczywiście miałam poczucie przegranej. Jednak ku mojemu zaskoczeniu, spotkałam ludzi niewidomych, którzy zaimponowali mi swoją wiedzą, samodzielnością, kompetencjami. Wcześniej myślałam, że słaby wzrok usuwa mnie z życia towarzyskiego i oczywiście z zawodowego. A tymczasem, odkąd zaufałam mądrzejszym ode mnie i podjęłam decyzję o rozpoczęciu procesu rehabilitacji, moje życie i samopoczucie zmieniło się diametralnie. Przede wszystkim nauczyłam się, że miarą mojej wartości nie jest dobry wzrok i że, mimo słabo widzenia, nie mam się czego wstydzić. Obecnie jestem odporniejsza na różne wpadki i porażki, paradoksalnie, choć widzę mniej niż kiedyś, czuję się lepiej. Potrafię otwarcie mówić o moich problemach z widzeniem i prosić o przysługę czy pomoc. Wiem, że wiele koleżanek i kolegów do tej pory nie wyzbyło się uczucia wstydu. świadczy o tym fakt, że choć ich stan wzroku nie pozwala na samodzielne bezpieczne poruszanie się po ulicy, za nic nie wezmą do ręki białej laski.

Nie da się zaprzeczyć, że utrata widzenia jest bardzo deprymującym doświadczeniem. Jednakże uwierzcie Kochani, że oprócz żalu po stracie, wstyd najczęściej jest przyczyną Waszego złego samopoczucia, samotności, izolacji i bezradności. Sprawność wzroku trudno jest przywrócić, ale wstyd można pokonać.

Szukajcie zatem kolegów mających podobne problemy i próbujcie wspierać się w trudnych chwilach. Mówcie otwarcie, co możecie sami zrobić, a w czym trzeba Wam pomóc. Wkrótce okaże się, że to nie takie straszne. Często powtarzam innym zasłyszaną maksymę: co nie zabija, to wzmacnia.

Małgorzata Pacholec

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników